Uśmiechnięta poszłam otworzyć drzwi, od razu uśmiech zszedł
mi z twarzy. Do mieszkania, weszło dwóch policjantów. Chłopaki wyłączyli
muzykę.
-Pani Edyta Panas?
-Tak a coś się stało?
-Może lepiej niech Pani usiądzie.
-Nie, niech Panowie mówią o co chodzi.
-Edyta Twoi rodzice, mieli dzisiaj wypadek…
-Ale jak to?! Gdzie oni są?- spytałam przerażona.
-Jechali samochodem, gdy mieli skręcać w lewo uderzył w nich
tir, którego kierowca był pijany, bardzo nam przykro, ale oni nie żyją. – byłam
załamana, gdy Mariusz zobaczył że po moich policzkach zaczęły spływać łzy
natychmiast podszedł do mnie i z całych sił mnie przytulił, było mi znaczenie
lepiej. Mimo że ostatnio cały czas się kłóciliśmy, to nadal ich bardzo
kochałam, gdybym wiedziała że tego dnia to się stanie, nigdy w życiu, nie
powiedziałabym tych przykrych słów do mamy. Jest mi tak strasznie przykro. Już
wiem co to znaczy stracić bliskie osoby w tym samym czasie…. Chwilę jeszcze
porozmawiałam z policjantami i opuścili mieszkanie. Nie włączaliśmy później już
muzyki, nadal kazałam im się bawić, jednak oni nie chcieli, wszyscy razem
usiedliśmy w salonie, pogrążeni w ciszy. Mariusz dalej się do mnie przytulał, w
jego ramionach poczułam wsparcie, a za razem bezpieczeństwo, było mi tak
dobrze, szkoda że ta chwila w krótce musiała się skończyć. Około 20:00 goście
rozeszli się już do domów, jak wzięłam szybki prysznic i położyłam się do
łóżka. Przez długi godziny zastanawiałam się dlaczego to im się zdarzyło im, a
nie mi. Na szczęście zdałam sobie sprawę, że nie zostałam tu sama.
Wstałam dosyć wcześnie, zjadłam śniadanie, poszłam odświeżyć
się po nocy, następnie powędrowałam do szafy, założyłam czarne rurki, do tego
czarną bokserkę. Założyłam pierwsze lepsze buty z brzegu, wzięłam torebkę i
poszłam załatwić sprawy na mieście. Długo po tym jak już wszystko zrobiłam
błąkałam się sama po mieście, nie mogłam sobie znaleźć miejsca, po krótkim
namyśle wróciłam do domu.
-Gdzie Ty tyle byłaś? To my się tu zamartwiamy, żeby nic Ci
się nie stało, a Ty nawet nie zadzwonisz…- powiedziała na powitanie Sylwia.
-Byłam na mieście, dowiedziałam się że jutro jest pogrzeb.-
odpowiedziałam, po czym znowu zaczęłam płakać, smutna pobiegłam do swojego
pokoju. Sylwia przyszła zaraz za mną.
-Hej, już tylko mi tu nie płacz!
-Dobrze wiesz, że jest mi ciężko, równie dobrze wiesz jak to
jest przeżyć śmierć rodziców. Co z tego, że ostatnio cały czas się kłóciliśmy?!
Mimo to oddałam bym wszystko, żebyśmy teraz byli w domu wszyscy razem
uśmiechnięci…
-Nie ważne jak jest źle, ja nie odejdę stąd, wezmę Ci za
rękę i razem NAPRAWIMY TO!- wypowiedziała po chwili, byłam jej bardzo wdzięczna
za to co dla mnie robi, mocno się do niej przytuliłam. Resztę dnia spędziłam w
pokoju słuchając muzyki, wieczorem poszłam pod prysznic, zjadłam kolacje i położyłam
się spać, bo wiedziałam że przede mną kolejny ciężki dzień. Wstałam bardzo
wcześnie, nie mogłam już później zasnąć, postanowiłam że przebiegnę się, dobrze
mi to z rana zrobi, nie było mnie ponad 2 godziny, gdy wróciłam wszyscy zdążyli
już wstać, poszłam się ochlapać trochę zimną wodą i ubrałam się, następnie
zeszłam do wszystkich zjeść śniadanie.
-Jak się czujesz?- spytał Mariusz, gdy tylko weszłam do
kuchni.
-Jak na razie dobrze.- odpowiedziałam.- Ile jeszcze z nami
będziesz?- dodałam po chwili.
-Jutro wracam do Spały. Mamy jeszcze trenować miesiąc, a
potem dostajemy 2 tygodnie wolnego, tydzień treningów w Spale i jedziemy do
Brazylii.- uśmiechnął się.- Może wyjedziemy gdzieś za granice? Co Wy na to?-
zapytał.
-Pewnie, przyda mam się trochę wypoczynku z dala od
obowiązków, prawda Edyta?
-Co? A tak, jasne, pojedziemy.- mruknęłam zamyślona,
dokończyłam jeść i poszłam do swojego pokoju. Po kilku minut ciszy w jakiej
siedziałam ktoś zapukał do moich drzwi.
-Proszę.- powiedziałam cicho, wycierając oczy z łez.
-Całymi dniami siedzisz sama w zamkniętym pokoju, może
wyjdziemy gdzieś wieczorem? Do kina, na spacer, kolacje, kręgle gdzie kol wiek,
tylko wyjdź w końcu z domu, proszę.- usiadł koło mnie Mariusz.
-Nie mam jakiejś specjalnej ochoty żeby stąd wychodzić.
-No nie daj się prosić.- uśmiechnął, tak pięknie że w pewnej
chwili zapomniałam o całym świecie.
-No dobrze.- również uśmiechnęłam się, przynajmniej
próbowałam. Mariusz wyszedł z pokoju, a ja zaczęłam się przebierać, na pogrzeb,
który miał się odbyć za godzinę. Po nie całych 15 minutach, byliśmy w drodze do
Kościoła. Zobaczyć trumnę z rodzicami nie codzienny widok i nikomu nie życzę,
aby go zobaczyli. Ja nadal nie wierzyłam, że moich rodziców nie ma tutaj
ciałem, jedynie mogłam się pocieszyć, że zawsze będą blisko mnie, ale duszą…
Po trzech godzinach męki i wylewania łez wróciliśmy do domu,
nadal chciało mi się płakać, bo byłam bez radna nic nie mogłam zrobić, ale
obiecałam Sylwii i Mariuszowi, że w końcu wezmę się w garść i nie będę tego
robić. Przebrałam się, zrobiłam lekki makijaż żeby nie było widać moich
czerwonych oczy od łez które już wylałam. Po chwili byłam już gotowa do wyjścia
z Mariuszem.
-To co idziemy?- spytałam schodząc ze schodów.
-Jasne, pięknie wyglądasz.- powiedział, ja tylko się
uśmiechnęłam. Zaraz później byliśmy już w drodze na miasto.
-To gdzie idziemy?- zapytałam.
-Kino, kolacja, kręgle?
-A może kino, hot-dogi i rolki?
-O tak zdecydowanie.- zaśmialiśmy się w jednym czasie. Razem
z atakującym spędziłam, kilka wspaniałych godzin, odrywając się od wszystkiego
chociaż na chwilę. Do domu wróciliśmy po 23, zaraz po tym położyłam się spać,
bo od jutra znowu zaczynałyśmy trenować.
MASZ DODAWAĆ ROZDZIAŁ CODZIENNIE! świetnie piszesz <3 :)
OdpowiedzUsuńPopieram :)
Usuń