środa, 9 października 2013

Rozdział 4

-Nie widzisz, że teraz oglądam?
-Nie widzę, to jest ważniejsze od oglądania telewizji!- wrzasnęłam i wyłączyłam mu TV.
-No  o co chodzi?!
--No…bo…ja…- zaczęłam jąkać.
-No co Ty?!
-Chodzi o to, że ja już nie mogę z Tobą dłużej być, zmieniłeś się i to bardzo. Nadal Cie kocham, tak samo mocno, jak przedtem, ale nie potrafię Cie takiego zaakceptować. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz…
-Ty…- zaczął lecz nie dokończył, podniósł na mnie rękę do góry, ale potem ją opuścił, zacisnął w pięść, wziął swoje rzeczy i wyszedł kłapiąc drzwiami… - siedziałam w swoim pokoju dobre dwie godziny, potem ktoś nagle zapukał.
-Proszę.- powiedziałam, wycierając od łez oczy, nie wiem dlaczego płakałam, w sumie zrobiłam posłusznie zrywając z nim, chociaż w końcu nadal coś do czułam do Patryka. Do pokoju weszli Mariusz i Sylwia.
-A teraz dla odgonienia smutków zjemy lody!- niemal krzyknęła radośnie Sylwia wychylając zza pleców pucharki pełne po brzegi z różnymi smakami lodów. Uśmiechnęłam się tak ładnie jak tylko potrafiłam, zauważyłam że Mariusz patrzył się swoimi czekoladowymi oczami na mnie przez dłuższą chwilę.
-Mam teraz tydzień wolnego, to Wy na to, że polecieć na 5 dni do Lloret de Mar? Tylko my we trójkę, plaża i słońce…
-Bardzo chętnie!- powiedziałyśmy w jednym czasie i wszyscy razem zaśmieliśmy się.
-To już, kończymy jeść lody i pakujemy walizki, jutro o 7:30 mamy być na lotnisku w Warszawie!- dokończył Szampon, po chwili pakowaliśmy już swoje najpotrzebniejsze rzeczy…
Noc minęła spokojnie, na nogach byłam już o 3:30, aby wyrobić się na czas, pół godziny później byliśmy w drodze do Warszawy, która minęła całkiem miło i spokojnie. Gdy dotarliśmy na miejsce, zostało nam trochę czasu do wylotu. Postanowiliśmy iść na spacer świtem po stolicy Polski.
Krajobraz był piękny, powietrze świeże, orzeźwiające, aż nie chciało się ruszać z miejsca, ale przede mną upragniona Hiszpania.
Po trzech godzinach lotu, wylądowaliśmy na hiszpańskiej ziemi. Udało nam się zakwaterować w hotelu, którym specjalnie nie trzeba było się posługiwać językiem tego kraju, pokój mieliśmy jeden trzy osobowy. Zmęczeni podróżą, postanowiliśmy się odświeżyć, gdy kolejno do łazienki wchodziła Sylwia, a potem Mariusz, zdrzemnęłam się ponad dobrą godzinę. Potem przyszła pora na mnie, poszłam pod prysznic, następnie ubrałam krótkie zielone spodenki, białą bokserkę i koszulę w kratkę do tego założyłam czarne sandały i zeszliśmy na dół żeby coś zjeść.
Hiszpańskie jedzenie było dobre, ale to nie to samo jak nasze Polskie.  Po zjedzeniu posiłku, poszliśmy na plażę, a potem pozwiedzać trochę miasto. Wypożyczyliśmy rowery, żeby nie chodzić tak dużo. Zobaczyliśmy naprawdę dużo, w jednej chwili zdawało mi się, że znam te miejsca jak własną kieszeń. Późnym wieczorem wróciliśmy do hotelu, od razu zasnęłam nawet nie wiedziałam kiedy, spałam tak już aż do rana. Obudziło mnie słońce, gdy spojrzałam na zegarek była 7:59, bez chwili zastanowienia wstałam i zaczęłam tłuć Mariusza poduszkami, gdzie popadnie. Ten się nie ruszał, postanowiłam wstać i iść do łazienki, ale gdy tylko się podniosłam zostałam wciągnięta na łóżko atakującego i katowana łaskotkami, gdzie tylko je miałam. Przez te nasze wygłupy obudziliśmy nie tylko Sylwię, ale też co najmniej pół hotelu, bo zaczęliśmy się ganiać po całym holu. Biegaliśmy tak 15 min, krzycząc, skacząc i dobrze się bawiąc, dopóki jeden z hotelarzy nie zwrócił nam uwagi i kazał wrócić do pokoju.
-Skończył nam całą zabawę.- powiedziałam smutno do Sylwii opadając zdyszana na kanapie.
-I bardzo dobrze! Jest tak wcześnie rano, a Wam się bawić zachciało, dzieciaki jedne.- pokazała nam język i zniknęła za drzwiami łazienki. Zostałam sama z Wlazłym.
-Może pójdziemy dzisiaj po południu sami na rolki?- zaproponował po chwili.
-Sami? A Sylwia?
-Nie bój się o nią. Da sobie radę. A zaraz po śniadaniu proponuję wziąć piłkę i iść na plaże.- dodał.- skinęłam głową i gdy Sylwunia odpuściła łazienkę, to ja weszłam. Przeprowadziłam poranną toaletę i ubrałam się, chwilę potem czekaliśmy na Mariusza i razem poszliśmy na dół, żeby zjeść. Po godzinie znaleźliśmy boisko do siatkówki plażowej i graliśmy przebrani w stroje kąpielowe, do gry zaprosiliśmy znajomego z Polski, który był akurat w pobliżu. Na piasku spędziliśmy kilka  ładnych godzin, potem ja z Mariuszem poszliśmy,  a Sylwia została z naszym znajomym. Przebraliśmy się, załatwiliśmy rolki i znowu poczuliśmy się jak małe dzieci na nich jeżdżąc, tak jak wtedy w Polsce i dzisiaj rano ganiając się po holu.  Po godzinnej jeździe znaleźliśmy plac z ładnymi zamkami pisakowo-żwirowymi do których można było wejść i usiąść na ławkach, które były tam poustawiane.
-Uwielbiam spędzać z Tobą czas.- powiedział ni stąd ni zowąd Szampon, byłam szczerze zaskoczona.
-Miło mi.- uśmiechnęłam się, w jego oczach jakby pojawiła się iskierka nadziei.
-Szkoda, że mamy tak mało czasu na takie spędzanie czasu w Polsce, albo ja trenuje, albo Ty…
-Mariusz  nie zapominaj, że nie długo masz wziąć ślub z Pauliną…- powiedziałam, gdy ten niebezpiecznie się do mnie zbliżył.
-Właśnie, nie jestem całkiem pewien co do tego…- odpowiedział po czym zdębiałam, przecież oni byli parą idealną, a teraz co? Tak po prostu mu odeszło?!
-Ale jak to??- spytałam z niedowierzeniem.

-Nie wiem, moje uczucia do Pauliny zaczynają gasnąć…
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział już jest! Komentujcie, motywujcie, wyrażajcie swoje opinie, polecajcie bloga innym! Dziękuję i zapraszam ponownie :* 

1 komentarz:

  1. Świetny ;D Ja myślę, że do tego ślubu to raczej nie dojdzie :) Zapraszam na nowy rozdział : http://zamarzeniamigoni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń